Bajgel - ot bułka z dziurką, czym się tu zachwycać? Takie pytanie odbijało mi się w głowie dość długo - często o tym wymyśle słyszałem, jakimś cudem zawsze było mi nie po drodze, żeby ich spróbować.
Nie wiedziałem, że ten przysmak ma tak ciekawą historię. Otóż akcja dzieje się w czasach kiedy polscy przywódcy byli znani ze swoich czynów, a nie słów. Jeden z nich - Jan III Sobieski oprócz skopania Turków pod Wiedniem, potrafił także znakomicie jeździć konno. W uznaniu za umiejętności jeździeckie (nazwa bajgla pochodzi od strzemiona) jak i też za historyczne zwycięstwo przywieźli naszemu królowi ten przysmak w podzięce. Kilkaset lat minęło, a bajgel wędrował po świecie.
Jak większość z nas wie - Polak wszędzie znajdzie swoje miejsce. Paru znalazło je w Stanach, a że my z pustymi rękami nie lubimy w gości jeździć zawieźliśmy im nasz przysmak. Tak właśnie bajgle trafiły za ocean i zostały na dobre. Są strasznie popularne w Nowym Jorku - podobno najczęstsze rany cięte zgłaszane na pogotowiu w weekendy to wynik nieostrożnego cięcia bajgli.
Fajnie, że ktoś się zdecydował przywrócić ten przysmak w naszym mieście.
Całą historię, krok po kroku możecie przeczytać w środku bardzo ciekawej miejscówki - Bajgle Króla Jana.
W ostatni weekend zaprosili mnie tam znajomi. Wojtuniuniu i jego Graża - czyli Wojtek i Justyna. Serdeczne pozdrowienia kochani ;)
Wpadłem tam przed umówioną porą i byłem strasznie zdziwiony. Wiem, że nie jestem piękny ale nie sądziłem, że wprowadzę taką konsternację wśród obsługi. Okazuje się, że jeśli wejdziesz tam i usiądziesz jak u siebie to obsługa będzie potrzebowała około 10 minut na rozmowy o tym kim jesteś, dodatkowo będą wymieniać spojrzenia jakbyś był kimś ważnym. Miło, aczkolwiek lepiej by było jakby ktoś podszedł szybciej, bez takiej bezczelnej obcinki i po prostu zapytał czy w czymś pomóc ;)
Na szczęście później było już tylko lepiej. Na zdjęciu widać Króla Jana. Sama kanapka jest z Pastrami - wędliną dojrzewającą, która całkiem tak jak bajgel poleciała za ocean i stała się hitem - dokładniej to Rumuni zabrali ze sobą tradycję robienia własnych wędlin. Wywodzi się z Turcji, a powstało przez przechowywanie sprasowanego mięsa. Receptura jest dość skomplikowana i wymaga sporo pracy. Dlatego też pewnie za bajgla wielkości dużej bułki z kilkoma plastrami tego smakołyku trzeba zapłacić 20 zł. Jedno jest pewne - ceny do "studenckich" nie należą.
Smak jest natomiast całkiem przyjemny, wszystko świeże i smaczne. Mógłbym się takimi rzeczami długo zajadać.
Samo miejsce jednak ma kilka minusów. Siedzenia są co najmniej niewygodne, a samo miejsce stara się być nowoczesne. Ta nowoczesność mi osobiście nawet by nie przeszkadzała. Gdyby nie jak to określam - festiwal hipsterów. Część obsługi to chłopaki w rurkach, z dokładnie podgolonymi bródkami, koszulami, okularami i ogólną "stylóweczką"- ba jeden nawet czapką w środku nosił, żeby lans się zgadzał.
Jak posiedziałem tam trochę, to obsługa stała się bardziej sympatyczna, no i nawet za bardzo swobodna. Od profesjonalnych miejsc oczekuje profesjonalnej obsługi, a nie ładnie ubranych fircyków, którzy zahaczają o bezczelność podczas swojej pracy. Nie wszystkim będzie to odpowiadać, a część może nawet zniechęcić. Na szczęście Pani która razem z resztą obsługiwała, była bardzo miła, nienachalna i jej należy się pochwała.
Skusiłem się na deser. Pucharek mistrzów pucharów. Ogólnie nietrafiony smak jak dla mnie. Nawet nie wiem co to do końca było, ale było za tłuste i za słone jak na deser - nie polecam.
Do plusów na pewno zaliczam to, że codziennie desery się zmieniają. No i mają naprawdę fajne napoje do wyboru. Często też urządzają tam różne eventy. Od oglądania filmów, po granie na Amidze. Fajnie, że nowoczesny lokal jest otwarty na różne inicjatywy.
Plusy:
Fajne smakołyki
Szeroki wybór kanapek
Żeńska część obsługi
Aktywności i otwartość na inicjatywy
Minusy:
Niektóre desery nietrafione
Hipsteriada nie wszystkim podpasuje
Niezamierzone zakłopotanie obsługi
Werdykt osobisty:
Bardzo smaczne, bardzo ciekawe, bardzo dobrze wykonane. Do luzu można obsługi można się przyzwyczaić, tylko trzeba być na niego gotowym. Zdecydowanie polecam - dawno tak smacznie i świeżo na Szczecinie nie jadłem. Miałem tam zabrać szmule ale nie wyszło, wy swoje zabierajcie śmiało. Jest nawet półka z grami towarzyskimi dla śmiałków, żeby przełamywać pierwsze lody ;)
Szkoda tylko, że to kolejny lokal, który stara się być jak najlepszy/ najnowocześniejszy - a rozjeżdża się na detalach.